poniedziałek, 27 lipca 2015

Dzięki Bogu.

Po długiej nieobecności wracam z nowymi doświadczeniami, jeśli można to tak nazwać. Tego nieszczęsnego dnia, mianowicie 13.07 pojechałam z Niedźwiedziem na USG, gdzie okazało się, że nasza Kruszynka cierpi na hipotrofię. Ważyła niecałe 2 kg, gdzie na tamten dzień powinna ważyć 2,8 kg. To był dla nas ogromny cios. Dostałam skierowanie do szpitala. Wybrałam się tam.

Wybrałam szpital w którym mam zamiar rodzić, żebym mogła poobserwować jak to wszystko wygląda zanim wybiorę się tam na narodziny. Po 4 godzinach czekania na izbie przyjęć (spodziewałam się dłuższego czekania) zabrano mnie na oddział. Szpital pięknie odremontowany, miłe pielęgniarki, czego chcieć więcej. Przykładowo (chyba każdy kto spędził trochę czasu w szpitalu mnie zrozumie) jedzenie; okropne, obrzydliwe, jakby się jadło papier długo moczony w wodzie. Ale nie mowa o jedzeniu.
Położono mnie w 3-osobowym pokoju, na wstępie dostałam kroplówkę na odżywienie Małej i tak leżałam. Codziennie dostawałam po jednej kroplówce. Oczywiście witaminy doustnie również. Po 2 dniach Kruszynka przytyła 270 gram. Takie szczęście. Zostawiono mnie jeszcze na oddziale żeby jeszcze troszeczkę ją 'utuczyć'. W poniedziałek przyjęto mnie do szpitala, a w piątek rano okazało się, że Niunia waży kolejne 200 gram więcej. Wypuszczono mnie bezproblemowo tego samego dnia.
Tęsknota i upał bardzo mnie tam wymęczyły. Na szczęście jestem już w domku i mogę czynić dalsze przygotowania do ślubu.

A propos ślubu, zamówiliśmy obrączki. Przysłano je pod moją nieobecność. Są świetne. Tylko teraz jest problem, mianowicie taki, że nie wiem czy moja obrączka zmieści się na palec w mojej popuchniętej dłoni. O to będziemy się raczej martwić już po ślubie.
Sukienka kupiona, zostały tylko buty, ale tym zajmę się w najbliższych dniach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz