czwartek, 5 marca 2015

Za dużo myślę.

Tak siedzę i czekam, aż Misiek z pracy wróci.

Myślę o tym jak to będzie w lato, czy dam sobie radę. O wszystko się martwię. Nawet o to, że Niedźwiedziowi przestanę się podobać. Co chwilę się go pytam czy mu się podobam, żeby się upewnić. Na szczęście nie denerwuje się na mnie, tylko za każdym razem spokojnie odpowiada "Tak Skarbie, zawsze się podobałaś i będziesz podobać". A co jeśli sporo przytyję? Już i tak jestem mało zgrabna, żeby nie powiedzieć, że gruba.

Historia z moją nadwagą zaczęła się w latach gimnazjalnych. Chodziłam wtedy do szkoły sportowej, uprawiałam windsurfing. Moja waga sięgała wtedy 48-52 kg. To były świetne lata. Zdarzały się małe kontuzje, ale nie zniechęcały mnie do treningów. Aż w końcu stało się. Doszło do poważnej kontuzji. Zerwane ścięgno w udzie. Przy tym zaczęły się problemy ze stawami biodrowymi. Nic nie pomagało, żadne ćwiczenia, rehabilitacje. Kompletnie nic. Poddałam się. Jedynym wyjściem były zastrzyki sterydowe, które doprowadziły do mojej zguby. Moja waga sięgnęła 85 kg. Walczyłam z tym, ale na próżno. Przed ciążą ważyłam się, ku mojemu zdziwieniu pokazało się 78 kg. Trochę odetchnęłam z ulgą. Ale nie zostawię tego tak. Gdy maleństwo przyjdzie na świat wezmę się za siebie.

A co do maleństwa. Od połowy drugiego miesiąca ciąży moje bóle żołądka i nudności były nie do wytrzymania. Wymioty na szczęście zdarzały się bardzo rzadko. Nie zmienia to faktu, że żyć mi się nie chciało, prawie nic nie jadłam, chciałam cały dzień spać. Widać, że schudłam. Teraz zaczyna się to zmieniać. Nudności zdarzają się coraz rzadziej, jednak dalej muszę uważać na to co jem. Senność zanika, zaczynam cieszyć się życiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz