niedziela, 27 grudnia 2015

Wybaczcie.

Myślę, że odpowiedni post pojawi się w sylwestra lub dzień później w celu podsumowania całego roku.

czwartek, 17 grudnia 2015

Nadzieja za nadzieją.

Aż nie wiem co napisać, bo jestem tak rozbita. W poniedziałek pobieraliśmy krew Kruszynie, dziś znowu. Ona się tym męczy, a my razem z nią. Najgorsze jest to, że gdy przyglądamy się tym wynikom morfologii to wszystko jest praktycznie takie samo. Praktycznie nic się nie zmienia, to są 'groszowe' różnice. I w tym problem ... W niedługim czasie będziemy załatwiać wizytę u hematologa. Może on rozwiąże nasz problem. Może w końcu dowiemy się co podwyższa ilość tych płytek krwi i może w końcu dostaniemy pozwolenie na zaszczepienie Myszki.
Widać po niej, że ma już dość. Okazuje sporo nerwów, pewnie też przez to, że my się stresujemy.
Dziś znów się ważyliśmy, Jula oczywiście dalej jest poza dolną granicą siatki centylowej. Kaszkę dostaje codziennie już od tygodnia, a w wigilię zje przy wigilijnym stole swoją pierwszą marcheweczkę. Już nie mogę się doczekać.
Mimo to jest naprawdę wesołym dzieckiem. Tydzień temu pierwszy raz zaśmiała się, śmiała się razem z nami. Mało brakowało żebyśmy się popłakali ze szczęścia. Kolejną nową umiejętnością Kruszyny jest puszczanie baniek ze śliny i plucie nią w trakcie 'mówienia'. Coraz więcej z nami 'rozmawia', z radości macha rączkami i nóżkami. Łapie się również za nasze palce i próbuje się podnieść do pozycji siedzącej.
Cudownie patrzeć jak ta nasza Myszka tak świetnie sobie radzi i rozwija się prawidłowo.

sobota, 12 grudnia 2015

Niewiadoma.

Wczorajsza wizyta u alergologa pozostawiła po sobie wiele pytań. Na tą chwilę mamy wybrać się w poniedziałek na pobranie krwi w celu sprawdzenia mocy alergenu jaki męczy naszą Królewnę. W czwartek kolejna morfologia, już mnie to wykańcza, a co dopiero Myszkę.
Pediatra zaleciła robienie kaszek na mleku modyfikowanym. Jula bardzo zadowolona.
Nie będę się dużo rozwijać. Mam jakieś gorsze dni, oby choróbsko mnie nie złapało.

środa, 9 grudnia 2015

Znów pod górkę.

Byłyśmy dziś u pediatry w celu zaszczepienia Juli. Juz miałam nadzieję, bo w końcu u neurolog powiedział, że widać już z daleka, że dziecko zdrowe. A tu bum! Wyniki morfologii wywiały myśl o szczepieniu. Płytek krwi dalej za dużo i co najgorsze jak tak dalej będzie to do anemii jest bardzo blisko. W przyszły czwartek znowu kłujemy na morfologię.
Dodatkowo Kruszyna znów za mało przybrała na wadze. Tak więc zmieniamy mleko którym mamy dokarmiać i na tym mleku mamy robić kaszki. Zobaczymy co z tego będzie.
Z racji tego, że nie wiadomo co tak psuje krew Myszki dostałyśmy skierowanie do hematologa. Ciekawe co tam nam powiedzą.
Byliśmy też dziś załatwić alergologa. Nie musiałam się dużo rozwijać, lekarz od razu powiedział żebyśmy przyszli w piątek.
Boję się tego wszystkiego, bardzo boję. Ale robię to dla tej małej istotki, która zdana jest tylko na nas, to my decydujemy co stanie się z jej życiem. Bardzo chcemy jej pomóc, bo to nasz Mały Wielki Skarb, którego za nic w świecie nie zamieniłabym na 'lepszy model'. Jestem matką, dumna mamą Julii, którą kocham nad życie i swe życie dla niej bym oddała!

poniedziałek, 7 grudnia 2015

Tak! Tak! Tak!

Mieliśmy na dziś umówioną wizytę u neurologa dziecięcego. Pojechalismy do Katowic z nadzieją, że będzie dobrze.
Weszliśmy do gabinetu, rozebrałam Kruszynę i położyłam. Lekarz już idąc do niej powiedział, że jest zdrowa. Doktor sprawdzał wszystko, czy trzyma główkę, jakie ma odruchy. A Jula - ją to bawiło, uśmiechała się, zaczepiała.
Jesteśmy z niej tacy dumni! Ulga i szczęście, to emocje jakie dziś nas trzymają.
Dostaliśmy zezwolenie na szczepienie, więc w środę się wybierzemy. Zobaczymy tylko jak wyniki morfologii.
Jestem pozytywnie nastawiona na środę. Oby było dobrze.
A smoczek? Smoczek dalej jest męczony, tak się cieszę, że aż nie wiem co dalej pisać.

niedziela, 6 grudnia 2015

Mała pomoc.

Walczę i walczę z ssaniem kciuka u Juli i powoli zaczyna mi się to udawać. Smoczek wchodzi do gry! Coraz częściej go chce i z nim zasypia. Tak się cieszę, że w końcu się przekonała co do niego.

piątek, 4 grudnia 2015

Problemów ciąg dalszy.

Wczoraj byłyśmy na pobieraniu krwi. Kruszyna tylko chwilkę popłakała, byłam z niej taka dumna.
Niestety od wczoraj znowu ma ataki bólu i jest bardzo niespokojna. Tym razem przypuszczam, że brzuszek. Robimy masaże, niestety przechodzi tylko na chwilkę.
Jest dopiero połowa dnia, a ja mam już dość. Zmęczenie zaczyna wychodzić. Jak narazie mam wolną chwilkę od płaczu, ciekawe na jak długo ...

poniedziałek, 30 listopada 2015

Co za ludzie.

Ach ten nasz Bąbel. Od jakiegoś czasu Jula jest niespokojna, a od kilku dni momentami popada w amok, jakby ktoś z niej skórę zdzierał. Widać po niej, że coś ją boli. Nie pomaga tulenie, jedzenie, nic ... prócz leków przeciwbólowych. Niepokoi mnie to, więc nie miałam wyboru i musiałam się wybrać do pediatry, niestety to tej, za którą nie przepadam. To co usłyszałam i jak nas potraktowano przechodzi ludzkie pojęcie.
Kruszyna nie gorączkuje, nie ma biegunki, kataru, czy kaszlu, nie zachowuje się jakby brzuszek ją bolał. Ostatnio jej wkładanie rączek do buzi zamieniło się w pchanie i gryzienie z całej siły, wiec pomyślałam - zęby. Opuchlizny ani zaczerwienienia nie ma, ale warto wybrać się dla pewności, człowiek zawsze może dowiedzieć się czegoś ciekawego.
Tak więc powiedziałam tej kobiecie co mnie martwi i co podejrzewam. Ona to kompletnie olała! Zaczęła mi w kółko powtarzać o alergii Myszki, jakbym nie wiedziała, że ją ma i jak się z tym obchodzić. Zaglądała Juli do buzi, ale nie w celu sprawdzenia dziąseł, tylko żeby sprawdzić gardło i stwierdziła, że nie wie co ją boli. W takim razie zapytałam o jakieś badania żeby zleciła i usłyszałam "Ale po co?". Szok i niedowierzanie! Zabrałam Julę i wyszłam z gabinetu tego potwora.
Po powrocie do domu zeszły ze mnie emocje, rozpłakałam się. Niedźwiedź nie wiedział co robić, bo i ja i Jula płakałyśmy. Jak człowiek ma dbać o dobro dziecka, skoro nasza cudowna Służba Zdrowia ma gdzieś pacjentów?
Pediatra, która się zajmuje Julą (Jula ją uwielbia) niestety przyjmuje tylko w środy. Na pewno się do niej wybierzemy.
Kruszyna czuje się troszkę lepiej, nie musiałam jej podawać syropu i teraz smacznie sobie śpi. Oby w nocy nie było ekscesów.
Przestrzegam was mamuśki! Z dzieckiem pójdźcie co najmniej do dwóch pediatrów, bo mogą dziecku bardziej zaszkodzić niż pomóc. Doświadczyliśmy tego na własnej skórze.

sobota, 28 listopada 2015

Coraz trudniej.

Wykańczam się juz psychicznie. Nie dość, że muszę dokarmiać tego małego Potworka, który niedługo będzie bił rekordy w pluciu mlekiem na odległość, to jeszcze znów ma złe wyniki badań krwi, a na dodatek musimy wybrać się do neurologa.
Z racji tego, że fundusze w przychodniach już się pokończyły to musiałam wybłagać neurologa żeby nas przyjął, bo bez jego opinii nie mogą zaszczepić Juli. Na szczęście mamy pilne skierowanie i przyjmie nas, no ale ... w Katowicach. Dobre i to.
Niestety trzeba będzie zapisać się też do alergologa, bo tylko z jego zaświadczeniem pediatra może dać receptę ze zniżką na mleko.
Myszka jest coraz bardziej niespokojna, ostatnio też dlatego, że Niedźwiedź chodził przez tydzień na nocki. Nie chciała w nocy spać, prawie cały czas płakała. Niedźwiedź tylko wraca z pracy i ona idzie spać. Ach, Córeczka Tatusia.
W przyszłym tygodniu znów idziemy na pobranie krwi i jeśli dobrze pójdzie to 9.12 będzie w końcu szczepienie.
Boli mnie to, że jest tyle razy kłuta, bo za każdym razem jest coś nie tak. Mam nadzieję, że po szczepieniu będzie już z górki.
Mimo nerwów, płaczu, smutku i zmęczenia kocham ją nad życie. Ta cudowna istotka rozjaśnia nasze życie każdego dnia coraz bardziej. Jej uśmiech rozwiewa wszystkie zmartwienia.
Muszę się pochwalić, bo Jula ostatnio coraz więcej gaworzy, cudownie tak ją słuchać. Bardzo często siedzimy wszyscy razem i rozmawiamy sobie na Julkowe tematy.


piątek, 20 listopada 2015

Cóż.

Wczoraj rano pobrano krew Myszce. Później wybraliśmy się do ginekologa i jeszcze do sklepu. Nie chciałam już jej męczyć i znów brać do przychodni, bo i tak nie wiadomo ile ma tych krwinek. Jestem wściekła na siebie, że nie potrafię jej pomóc. Bezradność bierze górę.
Na szczęście Jula rozświetla wszystkie te szare i okropne dni. Jej uśmiech i radość łapie za serce.
Dziś kończy już 3 miesiące. Nie wiem kiedy to minęło. Mam wrażenie jakby urodziła się dopiero kilka dni temu. Kochamy ją nad życie i z każdym dniem coraz mocniej. Nie mogę się doczekać aż zacznie się śmiać.

środa, 18 listopada 2015

Pod górkę.

Właśnie wróciłyśmy z przychodni. Wyniki badań krwi nie pozwoliły na szczepienie. Jutro morfologia do powtórzenia i jeśli będzie lepiej to szczepimy.
Jula dalej za mało przybiera na wadze, przez to nie ma siły na ćwiczenie kręgosłupa. Jeśli przez tydzień waga się nie poprawi to niestety będziemy musieli ją dokarmiać. Martwi mnie to, bo może być troszkę opóźniona w rozwoju. Na szczęście psychicznie rozwija się książkowo. Zostałyśmy pochwalone za lepszy wygląd skóry. Wszystko dzięki temu, że dostaje Fenistil i jest smarowana Cetaphilem MD Dermoprotektor.
Co się polepszy to co innego musi być nie tak. Zawsze pod górkę, na szczęście jestem zdeterminowana i nie odpuszczę. W końcu walczę o zdrowie mojego małego Skarba.
Jutro mam urodziny, a tyle wizyt u lekarzy. Nie będzie czasu nawet na to, żeby usiąść. Pewnie zapomnę całkowicie o tych urodzinach, no chyba, że Niedźwiedź mi przypomni.
Nie wolno mi się załamać. Nie dam się!


poniedziałek, 16 listopada 2015

Śmiech na sali.

Po wizycie u pediatry myślałam, że padnę ze śmiechu. Stwierdziła, że Myszka może mieć uczulenie na moje mleko. Nie na to co ja jem, tylko na moje mleko. No śmiech na sali. Dostaliśmy skierowanie do alergologa, ale zastanawiam się czy w ogóle tam się wybierzemy. Przecież testy alergiczne są wiarygodne dopiero u dwulatków, więc czemu mam skazać Kruszynę na kolejne cierpienie.
Kupiliśmy w środę Fenistil w kropelkach i szczerze mówiąc Jula jest o wiele spokojniejsza i nie trze buzi. Cieszę się, że mogłam jej zafundować chociaż troszkę ulgi. Poza tym lepiej i częściej śpi. Może w końcu zacznie normalnie przybierać na wadze. Miejmy nadzieję, że z czasem te krostki i plamy na ciałku również zejdą.
W czwartek mam urodziny. Niedźwiedź specjalnie wziął sobie wolne, żeby przedłużyć weekend. Poza tym w czwartek wybieram się do ginekologa na kontrolę. Zobaczymy, czy tam się nic groźnego nie dzieje.
W sobotę wyprawiam małe przyjęcie z okazji urodzin. Postaram się zrobić pyszne ciasto. Jeśli się uda to możecie liczyć na przepis w najbliższym czasie.

czwartek, 12 listopada 2015

Wykończymy się.

Długo mnie nie było ze względu na problemy skórne Julii i jeżdżenie po lekarzach. Pediatrze opadły już ręce, zero pomysłów jak nam pomóc. Dermatolog też rozkłada ręce. Jeśli przez najbliższy czas się nie poprawi to pojedziemy na wizytę do kolejnego dermatologa, który zdecyduje, czy przechodzimy na hipoalergiczne mleko modyfikowane. Próbuję odpychać się rękoma i nogami nawet od samej myśli o mleku sztucznym, no ale ... Niestety jeśli będzie trzeba to tak zrobimy.
Przejrzałam wczoraj całą galerię zdjęć w moim telefonie i zorientowałam się, że Kruszyna jak miała 6 dni to już dostała reakcji alergicznej. Tak mi jej szkoda. 20 listopada będzie miała 3 miesiące, już tyle czasu cierpi.
Na szczęście jest szczęśliwym dzieckiem. Niedźwiedzia wręcz uwielbia, no w końcu córeczka tatusia. Reaguje wielkim uśmiechem na swoje imię. Nie możemy się już doczekać aż zacznie się śmiać.
Jutro odbieramy wyniki badań krwi i moczu Myszki i idziemy na konsultację. Boję się, że będzie coś nie tak. Ostatnio jest bardzo płaczliwa, więc tym bardziej się martwię. Noszenie, tulenie, śpiewanie, zabawki, nawet jedzenie nie pomaga. To na pewno nie kolka, przez kolki już przechodziliśmy. Mimo tego, że mocno się ślini i pcha ręce do buzi to nie zęby, tak stwierdziła pediatra. Boję się, że coś ją boli, a ja nie wiem co i nie potrafię pomóc.
Jeśli wszystko będzie w porządku to w środę lub czwartek idziemy na kolejne szczepienie. Oby mi tylko Biedactwo gorączki nie dostała.

środa, 30 września 2015

Kolejny problem.

Od jakiegoś czasu męczymy się z atopowym zapaleniem skóry. Jak się okazuje, wzięło się to od kosmetyków Johnson's. Kruszynka była bardzo marudna, nie ma co się dziwić, skoro swędzi, czy piecze, zwłaszcza takie maleństwo, które nie potrafi się nawet podrapać. Dostałyśmy maść, smarujemy się dwa razy dziennie. W piątek idziemy na kontrolę. Niestety skóra atopowa nam pozostanie. Pomijając problemy skórne Mała bardzo ładnie się rozwija. Niebawem jej waga sięgnie 4 kg.

poniedziałek, 21 września 2015

Miesiąc.

To już miesiąc odkąd Kruszynka jest z nami. To ona wywróciła nam życie do góry nogami. To ona sprawiła, że pokochaliśmy się jeszcze bardziej. To ona jest naszą definicją szczęścia.

Na nieszczęście Julka ma skazę białkową i bardzo ciężko ją przechodzi. Najgorszy jest ten katar i kolki. Czasem płaczę razem z nią, bo nie mogę patrzeć na jej cierpienie. Wszystkie uczulające ją produkty odstawiłam, teraz tylko czekać aż jej przejdzie.

Pomijając to, że jest bardzo marudna przez tą alergie to jest cudownym dzieckiem. Rozwija się świetnie, cały czas widać postępy. Rośnie jeszcze lepiej, oczywiście jest karmiona na żądanie. Nie potrafię się nią nacieszyć.

Mimo nieprzespanych nocy aż tak nie odczuwam zmęczenia. Biorę witaminy, ale widać, że dalej mam niedobór. Wszyscy w rodzinie twierdzą, że to bardziej wygląda na anemię. Nie mam czasu i ochoty biegać ze sobą po lekarzach.

czwartek, 3 września 2015

Wielki powrót?

Nie wiem czy tak można to nazwać - ale jestem, po długim czasie nieobecności w końcu mogę opisać co się wydarzyło.

Po wielu trudach w ciąży jak i w trakcie porodu udało się. Julia urodziła się 20.08.2015r o godzinie 13:25. Ważyła 3040g i mierzyła 53cm.

17.08 wybrałam się do szpitala ze skierowaniem od ginekologa na obserwację, z racji tego, że mam nadciśnienie. Termin porodu był planowany na 19.08. Byłyśmy badane i obserwowane. Według USG Mała miała ważyć 2640g (podobno aparaty do USG potrafią mylić się nawet o 500g). Już drugiego dnia Kruszyna zaczęła straszyć lekarzy. Na wieczornym KTG nie ruszała się, według mnie ona po prostu spała. Budzili ją, szarpali mnie za brzuch, żeby tylko zaczęła się ruszać, ale nic z tego. Już nawet lekarze rozważali nad cesarskim cięciem. To, że mówiłam, że 10 minut temu jeszcze szalała nic ich nie obchodziło, jakbym była powietrzem. Na szczęście jeden z lekarzy pomyślał i podłączyli mnie pod odżywczą kroplówkę. Mała w moment się obudziła i zaczęła szaleć.
Z racji tego, że od przyjścia do szpitala cały czas miałam rozwarcie na dwa palce to zdecydowano, że 20.08 zostanie mi podana oksytocyna na wywołanie porodu.
O godzinie 7:15 zostałam zabrana z oddziału patologii ciąży na salę porodową. Leżałam i leżałam i nic się nie działo. Około godziny 12 został przebity pęcherz płodowy. No i ZACZĘŁO SIĘ. To było dosłownie kilka skurczy zanim zaczął się właściwy poród. Wszystko tak szybko przebiegało, że byłam zdezorientowana. Gdy Mała została już wyciągnięta czekałam tylko i wyłącznie na płacz, ale była cisza. Wzrok lekarzy mówił sam za siebie, na szczęście po chwili usłyszeliśmy piękny i donośny płacz. Oksytocyna i szybki poród dosłownie rozerwały mnie od środka. Podano mi relanium. Założono mi sporo szwów. To co działo się po tym jak zabrali Małą do ubrania prawie nic nie pamiętam. Pamiętam jedynie przerażony wzrok Niedźwiedzia jak wywozili mnie z sali. Nie zdążył na poród.

Dziś Julia ma 14 dni, a my z każdym dniem kochamy ją coraz mocniej.

Teraz nic, tylko patrzeć jak rośnie.


piątek, 14 sierpnia 2015

Cały czas pod górkę.

Tak się składa, że naszej Kruszynce chyba się nie spieszy na świat. Z tego powodu, jeśli nic przez weekend się nie ruszy będę zmuszona położyć się w szpitalu. Po badaniach zobaczymy co dalej. Jedno jest pewne, ze szpitala bez Myszki nie wyjdę.

środa, 5 sierpnia 2015

Coraz bliżej.

Po dzisiejszej wizycie u Pani ginekolog jeszcze bardziej nie mogę się doczekać. Zostały równe dwa tygodnie do terminu, a tu już rozwarcie na jeden palec. Kruszynka jest odwrócona prawidłowo, więc nic tylko czekać, aż się zacznie coś dziać. Jeszcze tylko jutro na pobranie krwi i dokupienie rzeczy dla Malutkiej.

Ten upał jest okropny, nie da się normalnie oddychać. Niedźwiedź pracuje teraz na popołudnia, więc nie mam co liczyć na wypady nad wodę. Najgorsze jest tylko to, że podczas pobytu w szpitalu może trafić mi się taka okropna pogoda. Nie wiem jak to wytrzymam.

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Cudownie.

Od trzech dni jestem mężatką. Dalej nie potrafię sobie tego uświadomić. Trudno będzie przyzwyczaić się do nowego nazwiska.

W piątek rano Niedźwiedź wybrał się na dworzec do Katowic po moją rodzinkę. Była wielka radość jak się w końcu zobaczyliśmy. Bardzo bałam się, że im się tu nie spodoba. Stało się wręcz odwrotnie. Po śniadanku wybrałam się z Niedźwiedziem i Pauliną (moją siostrą) na zdjęcie tego nieszczęsnego holtera. Po powrocie do domu zaczęło się wielkie szykowanie. Wszyscy gotowi do boju, więc wyszliśmy. O 14:50 miał odbyć się nasz ślub. Po dotarciu na miejsce okazało się, że poprzednia para młoda i ich goście byli bardzo nieuprzejmi, nawet nie mieliśmy odrobinki miejsca żeby wejść do sali. Po wejściu zobaczyliśmy znajomą twarz, mianowicie kierowniczkę urzędu, z którą omawialiśmy i załatwialiśmy ślub. Mieliśmy cichą nadzieję, że będzie nam udzielała ślubu. Świetnie to wszystko rozegrała. Piękne wiersze o miłości i małżeństwie wyciskały wszystkim łzy. Szkoda tylko, że to wszystko tak szybko się działo. Po uroczystości wybraliśmy się do taty Niedźwiedzia na poczęstunek. Było świetnie i pysznie. Wróciliśmy w nocy do domu, by następnego dnia wybrać się na zwiedzanie. Bardzo mnie to zmęczyło, ale nie żałowałam. Bardzo cieszy mnie to, że spodobało się tu mojej rodzince.

Niestety wczoraj z samego rana musieli wrócić do domu. Niestety obowiązki. Na szczęście jak urodzi się nasza Kruszynka to znów przyjadą. Nie mogę się doczekać mojego Maleństwa jak i ich powrotu do nas.


38 tydzień ciąży, a po mnie tego nie widać. Brzuszek mały, nawet lekarze w szpitalu co chwilę pytali dla upewnienia który to tydzień. Ale skoro Kruszynka jest zdrowa to nie ma co się martwić.

poniedziałek, 27 lipca 2015

Dzięki Bogu.

Po długiej nieobecności wracam z nowymi doświadczeniami, jeśli można to tak nazwać. Tego nieszczęsnego dnia, mianowicie 13.07 pojechałam z Niedźwiedziem na USG, gdzie okazało się, że nasza Kruszynka cierpi na hipotrofię. Ważyła niecałe 2 kg, gdzie na tamten dzień powinna ważyć 2,8 kg. To był dla nas ogromny cios. Dostałam skierowanie do szpitala. Wybrałam się tam.

Wybrałam szpital w którym mam zamiar rodzić, żebym mogła poobserwować jak to wszystko wygląda zanim wybiorę się tam na narodziny. Po 4 godzinach czekania na izbie przyjęć (spodziewałam się dłuższego czekania) zabrano mnie na oddział. Szpital pięknie odremontowany, miłe pielęgniarki, czego chcieć więcej. Przykładowo (chyba każdy kto spędził trochę czasu w szpitalu mnie zrozumie) jedzenie; okropne, obrzydliwe, jakby się jadło papier długo moczony w wodzie. Ale nie mowa o jedzeniu.
Położono mnie w 3-osobowym pokoju, na wstępie dostałam kroplówkę na odżywienie Małej i tak leżałam. Codziennie dostawałam po jednej kroplówce. Oczywiście witaminy doustnie również. Po 2 dniach Kruszynka przytyła 270 gram. Takie szczęście. Zostawiono mnie jeszcze na oddziale żeby jeszcze troszeczkę ją 'utuczyć'. W poniedziałek przyjęto mnie do szpitala, a w piątek rano okazało się, że Niunia waży kolejne 200 gram więcej. Wypuszczono mnie bezproblemowo tego samego dnia.
Tęsknota i upał bardzo mnie tam wymęczyły. Na szczęście jestem już w domku i mogę czynić dalsze przygotowania do ślubu.

A propos ślubu, zamówiliśmy obrączki. Przysłano je pod moją nieobecność. Są świetne. Tylko teraz jest problem, mianowicie taki, że nie wiem czy moja obrączka zmieści się na palec w mojej popuchniętej dłoni. O to będziemy się raczej martwić już po ślubie.
Sukienka kupiona, zostały tylko buty, ale tym zajmę się w najbliższych dniach.

piątek, 10 lipca 2015

Powrót do rzeczywistości.

Szkoda. Wielka szkoda, że wróciliśmy. Niestety Niedźwiedź musiał wrócić do pracy, a ja miałam wizytę u okulisty.

Wycieczka na Szreniawę bardzo dobrze nam zrobiła. Nie tylko odzyskaliśmy komfort psychiczny, ale również fizyczny. Pomimo upałów i gigantycznej opuchlizny stóp czułam i bawiłam się świetnie. Czyste powietrze i przede wszystkim czysta woda, bo prosto ze studni głębinowej. Skóra i włosy dzięki temu odżywione.
Nie da się tam długo spać. Czemu? Nie wiem. Może ze względu na powietrze.
Z samego rana wychodzi się w kapciach z domu (jeszcze w pidżamie), przechodzi po trawie pokrytej zimną rosą i łapie spory haust powietrza. Takie coś stawia na nogi lepiej niż kawa. Aż chce się żyć. Moim rytuałem po wyjściu z domu było siedzenie przed kuchnią i oglądanie jak słońce powoli ukazuje się na podwórku i nagrzewa trawę.

Jedynym minusem wizyty tam była ciotka. Bardzo upierdliwa. Lubi się wymądrzać. Traktowała mnie jakby ciąża była chorobą. Według niej nie można chodzić na boso po trawie (nagrzanej), bo przeziębię nerki. Muszę słuchać poważnej muzyki, bo przecież dziecko będzie głupie jak cokolwiek innego posłucham. Naczyń też nie myć, bo się zmęczę. Przecież to jest śmieszne. Nie dało się wpuścić tego jednym uchem, a wypuścić drugim, bo było to cały czas powtarzane. I ten wzrok jak robiłam coś nie po jej myśli. Na szczęście wyjechała po dwóch nocach. Od momentu jej wyjazdu było świetnie.

Przykro było wracać do miasta. Niestety trzeba było.
Wizyta u okulisty była wczoraj. Nasiedziałam się, bo miałam kropione oczy. Obok mnie siedziała starsza Pani, która w kółko powtarzała ,,taka młodziutka, śliczna dziewczynka". Podziękowałam oczywiście, chociaż nie byłam pewna czy to komplement, bo przecież taka ,,młoda i śliczna" i już z ,,brzuchem". Niestety mimo tego, że mam 21 lat wyglądam o wiele młodziej. Bynajmniej tak mi bardzo dużo osób powtarza.
Zostałam zbadana i na szczęście nie ma przeciwwskazań do naturalnego porodu. Zobaczymy co jeszcze powie kardiolog po obejrzeniu wyników z holtera.

W poniedziałek, tj. 13.07. idę z Niedźwiadkiem na USG zobaczyć naszą Kruszynkę. Jak ten czas szybko leci. Jeszcze niedawno robiłam test, a tu już prawie rozwiązanie. Nie mogę się doczekać, aż przytulę moje Maleństwo.

Porodu i bólu porodowego się nie boję. Boję się o to czy moja Kruszynka będzie dobrze traktowana przez personel. Chciałabym żeby wszystko przebiegło dobrze, bez komplikacji i żeby Juleczka była zdrowa. Trzeba być dobrej myśli.

Zdjęcie ze spaceru po lesie. Zbieraliśmy jagody. Pyszności

34 tydzień. Jak dla mnie brzuszek malutki, ale jakie wielkie szczęście tam się mieści.

niedziela, 28 czerwca 2015

Dobre wiadomości.

Po wizycie kontrolnej okazuje się, że nasza Kruszynka nadrobiła te stracone tygodnie. Tak więc termin porodu pozostaje taki jaki był na początku, czyli 19 sierpień. Wyniki cytologii dobre, jeszcze tylko USG bodajże w środę i kolejna wizyta kontrolna w czwartek. Zobaczymy co będzie dalej. Krzywa cukrowa zrobiona (nikomu nie polecam), wyniki odbiorę przed wizytą.

A teraz, uwaga ... 31 lipca odbędzie się nasz ślub. Jestem taka szczęśliwa. Tylko po przemyśleniu tego wszystkiego wychodzi na to, że będę musiała przed samym ślubem pojechać szybko do lekarza oddać holter. Możliwe, że dam radę dogadać się, by przełożyć to na jakiś inny dzień. Mimo wszystko, teraz zaczyna się czas wielkich przygotowań. Muszę znaleźć sobie jakąś śliczną, zwiewną sukienkę, żeby wyglądać w miarę dobrze. Brzuszek doda uroku. Obrączki jeszcze nie wybrane, ale mamy jeszcze na to czas. Możliwe, że w ciągu kilku najbliższych dni wybierzemy i zamówimy.

W piątek lub sobotę wyjeżdżamy na wieś do babci Niedźwiedzia. Ciekawe jakie komentarze i pytania będą szły w naszą stronę. Na szczęście jedziemy większą grupą, więc będziemy mieli obrońców w razie czego. A czas myślę, że będzie spędzony świetnie. W końcu wieś, środek lasu, grill, świeże powietrze. Odpoczniemy. Musimy, bo w końcu niedługo pojawi się nasza Kruszynka i nie będzie czasu na sen, czy odpoczynek.

Jestem w trakcie robienia ciasta na jutrzejszy dzień, bo będziemy mieli gości. Przyjdą wszyscy, żeby umówić się co do wyjazdu. Poza tym miłe, duże towarzystwo to to, co lubię. Będzie wesoło.

Tak więc przez najbliższy tydzień będzie bardzo dużo się działo, zobaczymy jak nam to wyjdzie. Kolejny post myślę, że będzie dopiero po powrocie do domu, ewentualnie po czwartkowej wizycie u lekarza. Tymczasem żegnam się, do następnego razu.

wtorek, 16 czerwca 2015

Nie panikujmy.

Nie panikujmy - powiedział mój kardiolog. Tylko jak nie panikować po takich podejrzeniach? Wyniki badań EKG nie wyszły dobrze. Do założenia holter, a później zobaczymy co z tego będzie. Leki mam dalej brać. Boję się, że ta wada może zaszkodzić Kruszynce. Niestety pozostaje mi tylko czekać i robić badania.

Przez to humor zepsuty doszczętnie, nie wiem jak się cieszyć z czegokolwiek. Nerwy mnie roznoszą. Tylko siedzę i myślę. Oby jeszcze Pani ginekolog nie zepsuła mi humoru jeszcze bardziej. 24 się okaże.

Nie mam ochoty bardziej się rozpisywać, bo nie wiem nawet co mam pisać.

Mogę napisać, że bierzmowanie na którym byliśmy w sobotę było świetne. Dużo śmiechu i pysznego jedzenia. Niedźwiedź był smutny, bo jego ulubionych klusek nie było. Monika na szczęście odegrała się pyszną karkówką w żurawinie.

Czas się żegnać, bo i tak nic więcej nie wycisnę z głowy. Do następnego razu.

wtorek, 9 czerwca 2015

Podsumowanie długiego weekendu.

Długi weekend był świetny. W czwartek rodzinka zaproszona do nas na obiadek. Męczyłam się z tymi krokietami od rana, ale się udało. W piątek natomiast wybraliśmy się całą grupą do taty. Jak zwykle była świetna zabawa i jeszcze lepsze jedzenie. Oczywiście następnego dnia po powrocie do domu mieliśmy jeszcze pełne żołądki. Na spotkaniu stwierdziliśmy, że wybierzemy się w te nasze nieszczęsne 10 (jeszcze) osób do babci na wieś. Zapewne tak się stanie na początku lipca. Będzie świetnie.

W sobotę z samego rana wybraliśmy się do Katowic. A po co? Oczywiście po wózek dla naszej Kruszyny. Na szczęście nie zgłupieliśmy i kupiliśmy używany za (jak to mówi Niedźwiedź) bezcen. Stan świetny. Kobieta od której odkupiliśmy ten wózek zakupiła go swojego czasu za ponad 3 tysiące. Jest wszystko. Gondola, nosidełko, spacerówka, do tego dwa śpiwory, łatwo składający się stelaż, torbę. Wszystko mocowane jest na 'klik', więc na nasze szczęście nie trzeba kombinowania, bo przy moich zdolnościach wózek już na samym początku byłby zniszczony.

W sobotę po południu jak się okazało i co uwielbiam, znów mieliśmy gości. Aż chce się żyć, bo ma się dla kogo. Niedziela zaś spędzona we dwójkę w domu.

Przez cały weekend upały i duchota nie do zniesienia. Stopy jak balony, miałam problem z założeniem butów. Pieczenie niemiłosierne, ale trzeba to przeżyć. Teraz, gdy jest nieco chłodniej ból jest odczuwalny w mniejszym stopniu, opuchlizna też nieco mniejsza, ale dalej jest. Niestety to dopiero początek.

W sobotę wybieramy się do taty na bierzmowanie Karoliny, jestem ciekawa co z tego będzie. Na pewno będzie to spotkanie twarzą w twarz z rodowitymi Ślązakami, ciężko będzie się dogadać, ale myślę, że damy radę.

Na tą chwilę mogę życzyć miłego dnia. Cieszmy się życiem, bo jutro może nie nadejść.

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Poniedziałkowa krzątanina.

Czas cieszyć się piękną pogodą. Aż chce się wyjść. Wizyta u kardiologa zaplanowana jest dopiero na 15 czerwca. Czyli mam dwa tygodnie spokoju. W międzyczasie trzeba będzie jeszcze zrobić USG, sprawdzić czy Myszka się dobrze rozwija. Tabletki na nadciśnienie, które dostałam sprawują się świetnie, tylko organizm musi przyzwyczaić się do obniżonego ciśnienia. Stąd ta senność.

Od rana krzątam się po mieszkaniu. Robię zupkę dla Niedźwiedzia. Na pewno się ucieszy, bo w końcu kalafiorowa. Miałam również pomocnika przy obieraniu ziemniaków.
A oto mój mały pomocnik. Pilnował czy ziemniaki są prawidłowo pokrojone.

Przeszłam się do warzywniaka, a tam truskawki po 5 zł za kilogram. Nie mogłam się oprzeć. Dla Niedźwiadka to również dobra wiadomość, bo ten Łasuch na słodycze zje truskawki zamiast słodkości.
Zupka dalej w trakcie gotowania. Moje samopoczucie coraz lepsze, a szaleństwa Julki w brzuszku coraz bardziej odczuwalne dla Niedźwiedzia. W nocy jest najbardziej kopany jak go przytulę. Świetne uczucie i wrażenie jakby Kruszynka pokazywała nam, że chce już nas zobaczyć.

Brzuszek oczywiście rośnie, bo przecież niepokojące by było jakby nie rósł. Nie mogę się doczekać, aż znów zobaczę naszą Juleczkę. A może okaże się, że to jednak chłopiec. Nigdy nic nie wiadomo, wszystko może się zmienić.
Zostało jeszcze pranie do zrobienia, więc trzeba kończyć posta. Oby świetny humor dopisywał jak najdłużej. Takiego humoru życzę również wam.

wtorek, 26 maja 2015

Hmm.

Z racji tego, że pogoda jest nieciekawa tak też wygląda moje samopoczucie. Bóle kręgosłupa niemiłosierne, a to dopiero początek.

Decyzja z wyjazdem na komunię do Włoszczowy była ciągnięta do nocy przed samą komunią. Auto nam szwankowało, więc baliśmy się jechać. Jednak udało się bez stresu. Nie odzywałam się praktycznie do nikogo prócz Niedźwiedzia. Słuchanie głupich tekstów w moją stronę i oglądanie mnie z każdej strony również nie było przyjemne. Nie mówiąc już o robieniu palarni w pobliżu mnie. Ból głowy i chęć na wymioty to był tylko początek. Jedynie jedzenie było pyszne i sam fakt, że Asia cieszyła się na nasz widok razem z babcią.

Babcia z kolejną paczką ciuszków przysłała mi ciśnieniomierz. Będę mogła się w końcu kontrolować. Po tych tabletkach cały czas chce mi się spać. Myślę, że to też przez pogodę, ale tabletki i tak robią swoje. W czwartek mam pójść do kardiologa wypytać, czy aż tak konieczna jest wizyta 'na już'. Zobaczymy co z tego będzie.

Nie mam ostatnio zdjęć, bo oczywiście moja ochota na 'sesyjki' jest na poziomie -1. Nawet nie mam ochoty się malować. Mam wrażenie, że życie mi ucieka.

środa, 20 maja 2015

Nieciekawie.

No i po wizycie u ginekologa. Znów schudłam, tym razem na szczęście tylko 0,5 kg, ale i tak nie powinnam. No i powróciło moje nadciśnienie. Położne nie mogły uwierzyć. Mierzyły po kilka razy na obu rękach. 180/90. Mój jedyny komentarz na to: masakra. Ważne, żeby Julka tak tego nie odczuwała. Dostałam Dopegyt na nadciśnienie i furę magnezu. Zobaczymy co z tego będzie. Skierowanie do kardiologa również dostałam, więc trzeba będzie się wybrać jak najszybciej.

Malutka na szczęście jest zdrowa i jak było to przewidziane, jest po prostu młodsza. Dzięki Bogu to nie z nią problem. Jutro muszę umówić się na badania prenatalne i będzie chwila spokoju.

Dzisiejszy dzień mogę zaliczyć do okropnych. Jest tak duszno, że ledwo mogłam stać, a trzeba było jechać autobusem na stojąco, bo małolaty udawały, że mnie nie widzą. Cóż, takie życie ciężarnej.

Trzeba się żegnać, bo niedługo Niedźwiedź wraca. Nie mogę się doczekać żeby go przytulić.

piątek, 15 maja 2015

Ciąg dalszy.

Od jakiegoś czasu jest bez zmian, jedyne co to paczki od mojej babci. Wysyła mi ciuszki dla Malutkiej. Jestem jej bardzo wdzięczna. Nie wiem co by było bez niej.

Jutro wybieramy się na zakupy z Niedźwiedziem. Oczywiście takie spożywcze. Na tą chwile nic więcej nam nie trzeba.

Coraz trudniej mi się chodzi. Mała kopie jak szalona, a ja jęczę z bólu kręgosłupa. A to dopiero początek. Na szczęście stopy mi jeszcze nie puchną. JESZCZE. 

20 maja do lekarza, a 23 na komunie do Włoszczowy. Zobaczymy jak to zniosę.

To by było na tyle. Czas się żegnać i zacząć robić listę zakupów.

Grubaśnie mi :)

piątek, 8 maja 2015

Na dobry początek.

Wizyta u Pani Doktor bardzo miła. Ważę 0,5 kg mniej niż przed ciążą. Wczoraj zrobiona morfologia. Teraz tylko czekać na kolejną wizytę, czyli 20 maja.

Dni coraz cieplejsze, a ja coraz bardziej się męczę. Gdziekolwiek nie pójdę to zadyszka. Niestety taki urok ciąży. Na pocieszenie dostaję soczyste kopniaczki od Julki.

Niedźwiedź dostał nagrodę od firmy w której pracuje. Jestem z niego taka dumna. Mój dzielny Adaś. :)

Dziś na obiad robię kapuśniaczek, niech się Niedźwiedź cieszy. Ostatnio podjął decyzję, że chce schudnąć. Wspieram go, tylko ciekawe jak długo wytrzyma, bo jest łasuchem i uwielbia słodycze. Oby jak najdłużej dał sobie z tym radę. Na pewno wyjdzie mu to na zdrowie.

Czas wziąć się za ubieranie i spacer do sklepu. Papa.

poniedziałek, 4 maja 2015

Majówka.

No i po majówce, kto by się spodziewał, że tak szybko minie. Nigdzie nie jeździliśmy. Spędzaliśmy czas w domku, nawet mieliśmy gości. Ogólnie dni spędzone spokojnie. Nie ma co się rozpisywać nad majówką, bo rzeczywiście nic szczególnego się nie działo.

W środę idę znów na wizytę do lekarza, ciekawe co powie.

Rozmawiałam z babcią, szkoda mi jej, biedna się męczy, że nie może się ze mną zobaczyć. Biedulka płacze mi cały czas, chce jak najbardziej pomóc. Niech poczeka jeszcze troszkę to się zobaczymy w wakacje. Będzie radocha. Nie mogę się już doczekać aż moja rodzinka mnie odwiedzi.

Kończę notkę, bo trzeba się ubrać i wybrać do sklepu. Papatki.

środa, 29 kwietnia 2015

Uff.

W końcu dowiedziałam się wszystkiego. Dzisiejsza wizyta na USG rozwiała moje wszelkie wątpliwości i zmartwienia. Będziemy mieli córcię. Z pewnością będzie to Julia. Niedźwiedź tak chciał, to tak będzie. Jest zdrowa, rozwija się prawidłowo, nie ma żadnych problemów. Tak się cieszę.

Dziś o malutkiej dowiedziała się babcia. Myślałam, że to będzie jedna wielka histeria, a tu szok. Babcia jest szczęśliwa i to bardzo. Dziadek i babcia od strony taty też już wiedzą. Ojciec dowiedział się na końcu. Najważniejsze, że nie ma nerwów i wszyscy chcą jak najwięcej pomóc.

Tak bardzo się cieszę, w końcu ten wielki kamień spadł z serca, mogę spokojnie działać. Tyle do obgadania, kupienia i w ogóle. Będzie szał paczek przychodzących do nas.

Tak bardzo się cieszę. Żegnam cieplutko.

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

No cóż.

Takie są realia w naszym ukochanym kraju. Żeby lekarz ginekolog powiedział żebym poszła na USG prywatnie. Brak słów. Chyba czas zmienić lekarza. Najważniejsze, że dzidziuś zdrowy.

Wczoraj uświadomiłam moją mamę, że zostanie babcią. Nie spodziewałam się takiej reakcji. Jest wniebowzięta. Siostra też wie, teraz czas na babcię. To będzie trudna rozmowa. Aż się cała trzęsę.

Swędzące dziąsła i bolące zęby to już przeszłość, a wystarczyło zmienić pastę do zębów. Oby tylko ten problem nie powrócił, bo nie wiem jak to zniosę.

Ostatnie dni były trudne i męczące, takie całkowicie wyrwane z życia. Z tego powodu aż nie wiem co pisać.


Rośniemy ^^

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Zęby.

Nie spodziewałam się, że ciąża aż tak zacznie niszczyć mi zęby. Parodontoza, nic gorszego nie mogło się przytrafić. Moja matka tak straciła zęby, nie chcę, żebym i ja przechodziła przez coś takiego. Tak więc wzięłam się za to, bo krwawiące i swędzące dziąsła i przez to obolałe zęby to nic przyjemnego. Dziś zaczynam kurację, a co z tego będzie to czas pokaże.

Przez ostatni czas często boli mnie głowa. Nie wiem czy to przez pogodę, czy może ze mną jest coś nie tak. W środę może czegoś się dowiem na ten temat.

Dziś udokumentowałam kopniaki, może widać minimalne ruchy, ale są. Z czasem będą bardziej widoczne.

Niedźwiedź jeszcze tylko jutro idzie do pracy i później całe 5 dni będzie tylko mój. Tak się cieszę.

Ostatnimi czasy nie mam ciekawych zdjęć, więc nie ma sensu wrzucać tu cokolwiek. Tak więc żegnam się i do następnego razu. Czyli zapewne po wizycie u lekarza.

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Znów.

Kiedyś musiało wrócić, mówię o zapaleniu oka. Norma w moim przypadku, wystarczy, że coś wpadnie pod soczewkę i tragedia gotowa. Światłowstręt, migrena i oczywiście wielkie, obolałe i spuchnięte oko.

Niedźwiedź w pracy, więc zostałam sama. Miałam umyć okna, no ale niestety w odwiedziny przyszła burza. Poobiednia demolka w kuchni sprzątnięta, więc nie zostało mi nic prócz leniuchowania. Niestety męczy mnie to psychicznie, bo siedzę sama i nie mam co ze sobą zrobić.

Zastanawiam się co zorganizować na naszą rocznicę, mam totalna pustkę w głowie. Pytałam Niedźwiedzia czy ma jakiś pomysł, ale on tak samo jak ja nic nie może wymyślić. Może po prostu zostaniemy w domu i spędzimy cały dzień na oglądaniu filmów.

Kończę notkę, bo nie mam pomysłów w ogóle na dzisiejszy dzień.

piątek, 10 kwietnia 2015

Powrót.

Po długiej nieobecności powracam. W końcu wiosna się zaczęła, były święta i tak to się jakoś skumulowało.

Na dzień dzisiejszy jest świetnie. 6.04.2015 r zaczęłam wyczuwać kopniaczki naszego Bąbelka. Cudowne uczucie. Nie potrafimy się nacieszyć. 22 kwietnia lecimy z Niedźwiedziem do lekarza, może w końcu dowiemy się jakiej płci jest nasze Maleństwo. Brzuszek rośnie jak szalony, nie nadążam za nim :). Byłam już na początkowej fazie zakupywania ciuszków dla Maleństwa, no ale jednak problem z doborem, bo jeszcze nie wiemy co za Szkrabek tam siedzi.

Skończyły się zimne dni, aż chce się żyć. Wszystko robi się coraz piękniejsze. Nic tylko przesiadywać poza domem.

Kuchnia była do umeblowania, zrobiliśmy to. Wygląda to o wiele lepiej i funkcjonalniej.

Zaraz nastawiam obiadek, bo Niedźwiedź niedługo wróci z pracy. Uwielbiam jak cieszy się z ciepłego obiadku na przywitanie po ciężkiej pracy. Tak więc biorę się do roboty. Kolejny post pojawi się w niedługim czasie. Papatki.

No i doczekaliście się na mnie z brzuszkiem ;)

poniedziałek, 16 marca 2015

Powstałam.

Przeziębienie dalej trzyma, ale już jakoś daję sobie radę ze wszystkim. Jestem w trakcie wielkiego sprzątania. W końcu trzeba nadrobić kilkudniowe niedysponowanie. Tak źle przeżywałam te dni, że prawie nic z tego nie pamiętam.

Przyjechały nam meble do kuchni. W weekend, gdy Niedźwiedź będzie miał wolne weźmiemy się za ustawianie, wieszanie, przekładanie i kombinowanie co wyrzucać, a co nie. Jak na razie nasza sypialnia jest zawalona meblami, ale jakoś da się spać. Niestety duszno przez tak mało miejsca. Jakoś sobie radzimy, musimy wytrzymać jeszcze kilka dni.

Pogoda piękna, wiosenna. Aż chce się żyć. No ale niestety z domu nie wyjdę, bo nie chcę pogorszyć swojego stanu zdrowia i wylądować w szpitalu z zapaleniem płuc. Uchylam tylko okno, zamykam oczy i głęboko oddycham.

No cóż, biorę się do dalszej roboty. Miłego dnia wszystkim.

czwartek, 12 marca 2015

Uch.

No i się rozchorowałam. Niby przeziębienie, ale i tak wykańcza człowieka. Nie mam na nic siły, nawet pisanie posta sprawia mi problem. Cóż, może w przeciągu kilku dni się poprawi, zobaczymy. Na tą chwilę muszę się pożegnać. Kolejny post pojawi się, gdy będę miała wystarczająco dużo siły.

poniedziałek, 9 marca 2015

Podsumowanie weekendu.


No cóż, weekend się skończył. Spędziliśmy go niestety w domu, bo Niedźwiedź mi się rozchorował. Tak więc dużej rozrywki nie było. Chociaż życzenia z okazji Dnia Kobiet udały mu się. Nie mam co się rozpisywać, bo i tak nie ma co pisać. Powiem tylko, że jest cudownie każdego dnia i żaden Dzień Kobiet czy Walentynki nie są mi na nic potrzebne.

piątek, 6 marca 2015

Maluszek.


A oto moje maleństwo. Na imię mu Felix. Adoptowaliśmy go po tym jak ktoś go wyrzucił na śmietnik. Jako dwumiesięczny szkrab chwycił nas za serca i rozkochał w sobie.

Dziś poranek mogę zaliczyć do udanych. Po 9 zakupy z Niedźwiedziem. Kupiliśmy świetny nóż. Oczywiście musiałam go przetestować, więc wspólnie robiliśmy obiad który myślałam, że przesoliłam, a okazało się, że tej soli za mało. Obiad sycący, że aż Niedźwiedź nie mógł dojeść swojej porcji.
Pranie zrobione, więc mam trochę spokoju. Może nawet za dużo, bo Niedźwiedź poszedł do pracy, a ja nie mam co ze sobą zrobić. Nawet nie mam pomysłu co jeszcze mogę tu napisać.

Może napiszę o dzisiejszym stanie zdrowia. Czy można uczulić się od herbaty? Mam takie dziwne wrażenie, że dostałam uczulenia, bo całkiem sporo jej pije. Pomagała mi na bóle żołądka, teraz zaczyna ten ból inicjować. Po wypiciu żołądek jeszcze bardziej boli. Nie wiem co mam z tym zrobić i co może pomóc przy nudnościach i takim bólu. Ogólnie dziś jestem osłabiona i głowa zaczyna mnie boleć, ale przeżyję. Możliwe, że to przez niewyspanie. Wczoraj do późnych godzin nocnych oglądaliśmy film. Świetny, tylko szkoda, że aż do takiego późna.

Może później wpadnie mi coś do głowy i napiszę znów.

czwartek, 5 marca 2015

Za dużo myślę.

Tak siedzę i czekam, aż Misiek z pracy wróci.

Myślę o tym jak to będzie w lato, czy dam sobie radę. O wszystko się martwię. Nawet o to, że Niedźwiedziowi przestanę się podobać. Co chwilę się go pytam czy mu się podobam, żeby się upewnić. Na szczęście nie denerwuje się na mnie, tylko za każdym razem spokojnie odpowiada "Tak Skarbie, zawsze się podobałaś i będziesz podobać". A co jeśli sporo przytyję? Już i tak jestem mało zgrabna, żeby nie powiedzieć, że gruba.

Historia z moją nadwagą zaczęła się w latach gimnazjalnych. Chodziłam wtedy do szkoły sportowej, uprawiałam windsurfing. Moja waga sięgała wtedy 48-52 kg. To były świetne lata. Zdarzały się małe kontuzje, ale nie zniechęcały mnie do treningów. Aż w końcu stało się. Doszło do poważnej kontuzji. Zerwane ścięgno w udzie. Przy tym zaczęły się problemy ze stawami biodrowymi. Nic nie pomagało, żadne ćwiczenia, rehabilitacje. Kompletnie nic. Poddałam się. Jedynym wyjściem były zastrzyki sterydowe, które doprowadziły do mojej zguby. Moja waga sięgnęła 85 kg. Walczyłam z tym, ale na próżno. Przed ciążą ważyłam się, ku mojemu zdziwieniu pokazało się 78 kg. Trochę odetchnęłam z ulgą. Ale nie zostawię tego tak. Gdy maleństwo przyjdzie na świat wezmę się za siebie.

A co do maleństwa. Od połowy drugiego miesiąca ciąży moje bóle żołądka i nudności były nie do wytrzymania. Wymioty na szczęście zdarzały się bardzo rzadko. Nie zmienia to faktu, że żyć mi się nie chciało, prawie nic nie jadłam, chciałam cały dzień spać. Widać, że schudłam. Teraz zaczyna się to zmieniać. Nudności zdarzają się coraz rzadziej, jednak dalej muszę uważać na to co jem. Senność zanika, zaczynam cieszyć się życiem.

Miłości moja.



A to ja z najcudowniejszym mężczyzną. Kocham go nad życie. Bez niego już dawno bym sobie nie poradziła i prawdopodobnie zniknęła z tego świata. To on jest moją podporą, to on trzyma mnie w pionie, to on jest moim przyjacielem i miłością mojego życia. Dla niego zrobiłabym wszystko.

Przedstawiam wam Niedźwiedzia, a na imię mu Adam.

Ciężko.

Boję się, strasznie się boję wypisać tu wszystko co mnie męczy i co uszczęśliwia. Jest tyle do opisania, tyle wątpliwości i zmartwień. Ciężko to ogarnąć, ale może z czasem zacznie to ze mnie wychodzić. Moja rodzina nic nie wie, ułatwieniem jest to, że mieszkają ode mnie 600 km. Ale napiszę to tu. Noszę w sobie takie maleńkie szczęście. Tak, tak to jest to co macie na myśli. Będę mamą. Byłam zszokowana, bo przecież wmawiano mi, że nigdy nie będę miała dzieci, bo nie dam rady utrzymać ciąży w pierwszym trymestrze. A tu już trymestr drugi. Jak na tą chwilę jest to 16 tydzień. Wiem, szok. Ale szczęście jest wielkie. Brzuszek już jest widoczny, ale nie jestem przekonana co do wrzucania jego zdjęć, to trochę dziwne, a może krępujące. Tak jakbym się bała, że ktoś mi go zabierze. Możliwe, że to przez strach przed poronieniem. 

A co do mojej rodziny, myślę, że jeszcze nie jestem na tyle przygotowana, żeby znieść ich reakcję na tą wiadomość. Może pewnego dnia się przełamię i powiadomię. Za duży strach i stres.

Co do dzisiejszego dnia to niezbyt udany jak na tą chwilę. Chyba ta nieprzyjemna pogoda przyczynia się do mojego osłabienia, dlatego dziś wolę jak najczęściej siedzieć, żeby się przypadkiem nie przewrócić.
Chyba wystarczy tej notki. Pozdrawiam ciepło.